środa, 2 stycznia 2013

2013, serio? mision impossible

Jeszcze nie do końca ochłonęłam żeby opisywać wydarzenia z dni: 30.12.12-01.01.13, acz mam świadomość, że później już w ogóle nie będzie mi się chciało.
Podróży stopem zwykle nie da się zaplanować, to taki bagaż pełen niespodzianek. Zatem trasa na mapie w poprzednim poście się trochę zmieniła. drugiego dnia zamiast objeżdżać morze złapaliśmy niemal z samego Ezgisehir BMK-ę i pomknęliśmy do Bursy. W Bursie czekaliśmy może 15 min na następne autko - ciężarówka- wywiozła nas kawałek dalej, gdyż pan kierowca stwierdził, że w tym miejscu co stoimy nic nie złapiemy. Następna przesiadka niemal automatycznie po tym, jak opuściliśmy samochód- zatrzymała się za nami kolejna ciężarówka, kierowca zapytał w naszym imieniu czy da radę nas dalej podwieźć no i udało się. Do samego Istanbulu ciężarówką, a właściwie promem.. przez morze <3
Było trochę niepewnie, chaotycznie. Kierowcy zaczęli do nas dużo mówić po turecku w momencie kiedy usłyszeli, że Ricky potrafi budować zdania złożone w owym języku. Niestety, nie rozumiał wszystkiego ;-) Było dużo tłumaczenia i dogadywania w samym Istanbule, żeby dojechać w dane miejsce, odebrać bliety, potem przebić się ze strony europejskiej do strony azjatyckiej do mieszka znajomej Anastazji, zostawić nasze rzeczy, wziąć prysznic, przebrać się i wrócić znów na miejsce z którego odbieraliśmy bilety. Koleś zawiózł nas najpierw do jego pracy, musieliśmy czekać jakieś pół godz. bo coś dostarczał. Mielismy zwijać się z tego samochodu, ale nie mieliśmy pojęcia gdzie jesteśmy. Daliśmy mu do telefonu Ertana- naszego prezydenta ISEN-u w Isparcie. Nie podwiózł nam tam gdzie sobie wymarzyliśmy, także było jeszcze poszukiwanie autobusu, a gdy już dotarliśmy -40 min czekania na prezydenta ISEN-u z Istanbulu z naszymi biletami. Potem już tylko bieganie i odliczanie co do minuty na statek, dwie przesiadki autobusem i po 4min każdy w łazience dla siebie. Żeby tego jeszcze było mało kierowca autobusu dał nam znać jeden przystanek za wcześnie. Bardzo wątpliwą sprawą było, czy w ogóle zdążymy na tego sylwestra. Co innego impreza w klubie, czy na mieście, co innego rejs statkiem.








Nie opisałam pierwszego dnia, który był początkiem całego niemożliwego zawirowania. Wyjście o 7:00, pierwszy samochód, normalny pan, podwiózł nas pod uniwerek, kupił nam bułki na drogę, zastanawiałam się jak bardzo biednie wyglądamy mówiąc: 'para yok, fakir orengi' (pieniędzy brak, biedni studenci)..Pokazał nam na do widzenia zdjęcia wszystkich członków swojej rodziny. Kolejny samochód- ciężarówka-jedno wolne miejsce z przodu - w praktyce siedzą 4 osoby + kierowca obok. Biedna noga Rickiego pod nogą Anastazji, która to była pod nogą mą. Poza zgniecionymi częściami ciała wszystko ok, jedziemy całkiem ładny kawałek, kierowca próbuje rozmawiać z Rickim - jedynym człowiekiem wyprawy rozumiejącym cokolwiek z tego całego tureckiego bełkotu. Później pytał, które z nas jest parą, czy wszystkie jesteśmy jego dziewczynami i czy chodzi nam o seks. Nie nie nie proszę pana 'arkadas', przyjaciele. Pytał też o pieniądze, czy mamy liry, czy dolary --, ale w końcu przyjął do wiadomości, że autostop to autostop. O dziwo nas nie wysadził. Kolejny pan nie lepszy, też dużo dużo mówił, nie wiele rozumieliśmy, zawiózł  nas do swojej pracy, częstował ekmekiem z pseudo mięsem, ale lepszym niż od nas z marketu. Zrobiło sie dziwnie, kiedy długo coś tłumaczył Rickiemu, szukał czegoś w słowniku, a potem jak się zgodził nas zabrać zapytał w czasie jazdy czy chcemy z nim jechać na basen. Nie nie nie, proszę pana, Eskisehir! Podjechał na ten basen nie wiadomo po co, pokręcił głową, podjechaliśmy na stację benzynową, kolejna strata czasu, oczekiwania. Mówiliśmy Rickiemu, żeby go przeprosił, znajdziemy coś innego bo ten pan jest dziwny. Ten stwierdził, że nie znajdziemy i zabraliśmy się z nim dalej.







Zboczył z głównej trasy, jechaliśmy jakimiś wiejskimi drogami, mijaliśmy jakieś domki, w tym momencie ewidentnie kazaliśmy mu się zatrzymać. Nie wiadomo o co mu chodziło, ale na szczęście wysadził nas, byliśmy w centrum niczego, z główną drogą za sobą czekając na zbawienie. Zero ludzi, puste domy, pola. Wracamy do trasy. Czekaliśmy na jakiś transport przy owej wiosce zombie. Po jakichś 20 min zatrzymał się pan całkiem w porządku, w radio leciało 'Hotel California', jechaliśmy najlepszą trasą świata, dobra pogoda, zero deszczu.
W samym Ezgisehir było miło. Jak dotarliśmy do mieszka znajomego znajomego to pierwsza myśl SPAAĆ, ale specjalnie dla nas ściągnął dziewczynkę, która nas trochę oprowadziła po mieście. 
muzeum karykatury[1]

[2]

idziemy na cay

kawiarnia jak w domu! i mają tavle i księgę gości

tutaj pan w sklepie z ładnymi kamieniami uczy nas jak rzeźbić w kamieniu jak z mydła, czy sera

dziewczęta z różą wyrzeźbioną, ja dostałam turecką twarz, Ricky robił ziemniaka, ale pan mu przerobił na mysz, no i Paulina ma serce

miłe naszyjniki z kamienia

mmmm

tu trochę jak w Krakowie

Sam rejs łodzią i impreza sylwestrowa..hm to wszystko przez nasze nastawienie, trochę zmęczenie, trochę wszyscy byli dużo wcześniej zaprawieni, my piliśmy dopiero na statku, z racji tego, że wcześniej bieganie na czas, bieganie ekstremalne. Piwo na statku było pseudo piwem, z 75% zawartością wody, także było bardzo trzeźwo. Bardzo się śmialiśmy ze wszystkich zdesperowanych turków, włochów, którzy koniecznie chyba chcieli pobić rekord w ilości partnerek jednego wieczoru. Dowiedziałam się, że mam niebieskie oczy i jestem fantastyczna. No fajnie, podbudowałam się trochę. Rejs trwał mniej więcej do 3, potem miało być party gdzieś na mieście, ale wszyscy się porozchodzili we wszystkie strony Azji i Europy. Nasz powrót do mieszkania trwał 3h i był to jeden z najdłuższych, najzimniejszych, najrozpaczliwszych powrotów ever, ale w chwili obecnej bardzo go kocham i będę wspominać. Czekanie na autobus, który nie przyjedzie, szukanie drogi na most między kontynentami, pukanie do samochodu na światłach, szalony samochód z dwoma Turkami i Francuską, stanie w korków przez milion świetlnych lat. Rozczarowanie, bo musimy przepłynąć przez morze, ale woda za zimna, żeby płynąć samemu, więc musimy czekać półtorej godziny na statek. O jak źle, o jak zimno bez rękawiczek, czapki, swetra, który trzymałam w ręku bo mokry, leżał gdzieś na ziemi na boat party. Siedliśmy przed jakimś hotelem. Po 6 wreeszcie statek, potem oczywiście poszukiwania kolejnego autobusu, żaden z kierowców nie znał adresu, dopiero po jakimś czasie przy kasie ktoś podpowiedział. Byliśmy koło 8 w mieszkaniu, gdzie tamtejsi lokatorzy pomału budzili się do życia żeby ogarnąć po imprezie. Nie spaliśmy od 25 h, jest 2013, kocham cię, kocham życie.
(Nie)stety nie mam żadnych zdjęć z imprezy, reszta jest jak widać fatalna, Istanbul tylko wieczorem i nocą na szybko, mój aparat jest nieporadny. Nie byłoby normalne, gdyby mi się udało zostać choć jeden dzień dłużej, gdyż reszta załogi odwiedziła wcześniej Istanbul. Anastazja nie, ale musiała wracać, Bułgarzy się w końcu rozmyślili, z Litwinkami nie mam żadnego kontaktu. Także miałam te kilka godzin spaceru i potem autobus do Isparty. Nie wesoło, bo wszystko było już pozamykane- mam na myśli Błękitny Meczet, Hagia Sophia czy inne muzea o których mi się marzyło. Tak, to chyba znaczy, że muszę jeszcze raz kiedyś odwiedzić to miasto i polubić je choć trochę.

a tutaj zmarł Ataturk











młodzi, piękni, nie powie z czym mu się to kojarzy

bardzo dobry grillowany ekmek z rybą, papryczkami, cytryną pomidorkiem mm, muszę sprawdzć jaka to ryba jest

tak, a na tym moście ludzie stoją i łowią ryby

Nowy Meczet, z tego co pamiętam, albo Suleymana

bardzo wyraźne zdjęcie najlepszego mostu świata, eh Ola.

sklep cud

baklawa, co wygląda jak ptasie gniazdo

to nie jest smaczne w cale, ale wesoło wygląda

sklep cud[2]

Hagia Sophia od przodu

Błękitny Meczet

Hagia Sophia od tyłu, znacznie więcej miejsca

BM[2]

BM[3]

                                   Nowy Meczet, z tego co pamiętam, albo Suleymana[2]

Paulina ma jeszcze zdjęcia i Anastazja, ale dziś wszyscy padamy na twarz, więc może innym razem ich pomęczę. Jeśli 2013 będzie tak męcząco, zaskakujący, pełen adrenaliny, biegania, zamarzania, szalonych tańców z Holendrami, Turkami bla ba jak sylwester to ja nie wiem.
Ja wiem, jak wrócę do domu to będę kochać ten wyjazd, nawet to 10 min przed dwunastą w kilometrowej kolejce do łazienkii, eh.