środa, 30 lipca 2014

one

Muzyka na dziś: pan Jonny Cash
To, że Islandia liczy ok. 300 tys. mieszkańców z czego 12 tys. to uczniowie szkół muzycznych, co drugi ma band, na jedną osobę przypada 6 owiec, więc nie dziwi, że słuchają takich, a nie innych rzeczy (nie wiem co mają do tego owce). Na dniach muszę pospisywać wszystkie tytuły magicznych płyci które leżą na gablocie, chociaż..mam cały miesiąc;-) Był Jonny, ale zazwyczaj puszczają islandzką muzykę. Przeeróżną. Ostatnio będąc w kuchni nadsłuchiwałam i dałabym sobie włosy ściąć, że Czerwone Gitary :|


Praca
Od 8 do 16, 17, 18 czyli ile zniesę. Atmosfera bardzo ok, no prawie rodzinna,  przybijanie 5 z Joelem. Obowiązki - od szykowania śniadania, przygotowania pokoi dla nowych gości czyli pranie, ścielenie, odkurzanie, zmywanie podług, kurzy, okien po obsługiwanie klientów. Czyli wszystko. Dziś nauka robienia chleba. Przepisu nie będzie, bo pewnie nie macie gdzieś obok gorących źródeł, nie schowacie ciasta do plastikowych pojemników, nie uszczelnicie taśmą klejącą i nie schowacie dla pewności w 3 plastikowe reklamówki tak, aby nie dostała się do środka woda. To co byście musieli potem zrobić, to wziąć łopatę, dokopać się do gotującej wody, tam schować 'prawie chleby', oznaczyć symbolicznie swoje miejsce i wrócić po gotowe chleby następnego dnia o tej samej godzinie.:-)




Mieszkanie
Mieszkam u pani Olaf, bardzo ciepła, gościnna kobieta. Jest po chemii, właściwie teraz czeka na wyrok. Słabo zna angielski ale na pewno lepiej niż jej mąż;-) Jutro/dziś wyjeżdżają na 4 dni na badania i na 'wakacje'. Nie wiem czy to ta islandzka mentalność, ale powierzyła mi całe mieszkanie na ten czas. Kazała zadbać o opróżnienie lodówki i korzystanie z telewizji - większość programów jest emitowana po angielsku z islandzkimi napisami.
Wiem, że trafiłam na dobrych ludzi, ale nie jest ich wielu, tym bardziej w moim wieku. Miasteczko liczy niewiele ponad 100 mieszkańców. Wszyscy, którzy przychodzą do Galleri, albo mijają się na ulicy witają się. Mam nadzieję pozbyć się poczucia osamotnienia, które prędzej czy później przychodzić będzie po godzinach spędzonych w pracy.

Pogoda
Wyśmiali mnie trochę co do masy bagażu, zapasami swetrów, kurtki na zimę - moje obawy przed mrozem. Jest słonecznie, ok. 12 st. ale wciąż wydaj się być ciepło, woo hoo! Wieczory rzeczywiście bywają chłodniejsze, za to poranki wietrzne. Sierpień uraczy trochę słońcem, za to wrzesień zagadkowy.

Powrót
To ciekawe będzie! wciąż data + rodzaj podróży/przewoźnika pod znakiem zapytania :> muszę zacząć planować!

wtorek, 29 lipca 2014

take a walk on a wild side !

Szczerze to nie opiszę dziś wszystkiego. Padam na twarz! sporo wrażeń jak na pierwszy dzień, pozytywnych co prawda, ale jutro trzeba się stawić na 8 w pracy. Blisko, może 200 m od mojego miejsca :) Na razie same zdjęcia coby zobrazować choć trochę tutejszą rzeczywistość..
W drodze z Keflawiku do Laugarvatn. Co do samego przylotu jeszcze : to uczucie kiedy lądujesz sam/a w obcym kraju w środku nocy, wychodzisz za bramki i czeka na ciebie obcy człowiek z kartką z Twoim imieniem, wita i gości w rodzinnym domu wraz z rodzinną żoną :-) 
Reykiavik - Harpa Hala Koncetrowa

Einar - brat Þurý- pokazuje reszcie załogi dalszą trasę podróży do gejzerów. Reszta załogi = turyści - dziewczyna Cristin z Australii, chłopak ze Szwecji i dwóch panów z Massachusetts. Dzięki nim załapałam się na odwiedziny Þingvellir

a to i ono

Urywek z wikipedii do podłapania: Þingvellir (Thingvellir, isl. þing – „parlament, thing”, vellir – „równina”) – obszar w południowo-zachodniej Islandii, położony kilkadziesiąt kilometrów na wschód od Reykjaviku, na północnym brzegu największego islandzkiego jeziora Þingvallavatn. Miejsce to jest bardzo ważne dla historii Islandii, w 930 po raz pierwszy zebrał się islandzki parlament Althing, który jest jedną z najstarszych instytucji parlamentarnych świata, która funkcjonuje do dziś. Althing obradował tutaj aż do końca XVIII wieku. W tym samym miejscu ogłoszono pełną niepodległość Republiki Islandii w dniu 17 czerwca 1944.
Obszar ten jest również bardzo interesujący ze względu na budowę geologiczną. Znajduje się on bowiem w miejscu, gdzie stykają się płyty tektoniczne eurazjatycka i północnoamerykańska. Stąd też obserwuje się tu znaczącą aktywność sejsmiczną i wulkaniczną. Powierzchnia ziemi poprzecinana jest licznymi szczelinami, wśród których największa tworzy głęboki wąwóz Almannagjá.



także super ciekawe miejsce, na prawdę warto, polecam!



urzekło me serce!






woda oczyszczona przez lawę wulkaniczną, ok 15 m głębokości. latem ludzie przyjeżdżają ze sprzętem ponurkować




a to mój drugi islandzki posiłek - ciasto z ziemi, które oni nazywają chlebem, z pstrągiem potokowym (a byłam pewna, ze łosoś!) 








A tu właśnie pracuję :>

[2]
[3]





wieczorne spacery - uwaga, woda się gotuje! gdzieś tam leżą skorupki po jajkach , a pod ziemią chleby, taka gastronomia^^

a tam gdzie się dymi doprowadzają ciepło do mieszkań

piątek, 25 lipca 2014

Przygotowania vol.26543

Coraz bliżej kolejnego etapu pt. Islandia.
Ten pomysł zaczął mi chodzić po głowie jeszcze przed obroną, trudno powiedzieć kiedy tak na prawdę podjęłam decyzję, że tam lecę. Pierwszy od początku do końca obejrzany filmik Sigurów do kawałka: "Olsen Olsen" nic by nie zmienił gdyby nie pytanie: a co by było gdyby ...?
Początkowo był plan, żeby wybrać się stopem do Norwegii, tam popracować sezonowo z ludźmi których poznałam przez internet i stamtąd tanim lotem z Bergen do Reykiavika objechać wyspę tanim kosztem albo przy użyciu portalu workaway pożyć i popracować u lokalsów. Znalazłam nawet kilka grup typu : podróżnik/podróżniczka poszukiwany, Hitch-gathering etc. Było kilkanaście odpowiedzi, jest sporo osób zainteresowanych pracą w Norwegii, co jednak okazało się być problemem. Ludzie ostrzegają przed lawiną polaków, którzy przyjeżdżają bez znajomości języka norweskiego, krążą i szukają pracy na farmach, przy zbiorach, malowaniu domów itd. Tymczasem nie jest łatwo znaleźć cokolwiek od zaraz z kilkoma euro w kieszeni.
Zaczęłam szukać w internecie, wysyłać maile do Norwegii, Islandii. Duuużo maili. Do knajp, hoteli, restauracji. Czekam uparcie, czekam..czekam aż w końcu todododo! Galleri Laugarvanti czyli galeria przedmiotu+miejsca noclegowe+kawiarnia ;-) Brat pani Bury-przyszłej szefowej- wraz żoną odbiorą z lotniska i przenocują w Keflawiku. Rano wybywamy do Reykiaviku i tam już odbierze mnie pani Bury. Potem zostaje tylko droga do Laugarvath. 
Icelandic Language
źródło
I jeszcze próby przeczytania poprawnie miejsc po islandzku, które można by odwiedzić.

Tymczasem Ostrowietz, domek domek, zielono, basenowo, owoce, tv, rower :)
ściski!



poniedziałek, 21 lipca 2014

Khizabawra no1 w Samcche-Dżawacheti


Zaczęło się w Cerowanii, gdzie mieliśmy dwa dni przygotowań do obozu - najpierw ustalanie tematów, zagadnień na każdy dzień, drugiego dnia przyjechała grupa z Lublina, btw. znajomy ksiądz Pachy. 

densy, których potem uczy się dzieciaki w Khizawabrze (niestety mam problem z załączeniem filmiku, eh)
Tu już jesteśmy na miejscu - nasz tarasik, pranko i lokalne krowy 
poranne ćwiczenia
dzień pt. mój chleb, czyli przedstawiamy siebie za pomocą rysunków

Salome, zabawne dziewcze, ale jakie uparte <3

po środku Bella, którą już wcześniej przedstawiałam. Nie wiem w którym miejscu trzyma tyle zapasów energii, tak czy inaczej podziwiam;-)


Nie pamiętam imienia dziewczynki po lewej, jakoś na 'R', ale po prawej Nini, która często była gdzieś obok. Jedna z najmłodszych uczestniczek obozu.
ogólnie brawo

iii wszyscy razem

Ks. Dariusz i ' Jesu Christe szemniu upali, alelluuujaa'
chłopaki, prezentacja o braterstwie,  ile wiemy o państwach Europy?

High five! Nana love x 5

w drodze do Turcka, czy jakoś tak, na pogawędkę z dziewczynami z Austrii i Belgii, przed kolejną Khizabawrą w Kacheti

temat dnia: bieda

A ja wciąż uważam, że to najcudowniejsze miejsce w Gruzji choć jeszcze wielu nie widziałam. Nie mam zdjęć z naszej drogi przez góry do Turcka, ale trasa momentami wznosi się na wys. ponad 2 tys m. Pusto, niekończące się góry momentami kamieniście i nagle zbiornik wodny. Z jednej strony chciałoby się pokazać wszystkim, zorganizować tam szlak pieszy jak do Santiago w Hiszpanii, wędrować z wioski do wioski, a z drugiej cisza i autentyczność tego miejsca są niezastąpione.



Tu już wycieczka do Achalcyche, ojciec Tomek, kapucyn z lubelskiego + my

Rabati
tugeda (zdj. Belli)
chwila gruzińskiego tańca, zaczęli tańczyć w restauracji, taniec sam w sobie bardzo ekstra! chcę umieć

Podsumowanie obozu. Potem już tylko ściski ściski i do domów do których często niechętnie wracały będąc z nami. Wyjątkowi są, każdy z osobna i jak się trochę pozna, zaobserwuje, to wszystko widać co w nich siedzi. Co niepokoi, czego się boją, a najbardziej czego potrzebują. Najczęściej po prostu uwagi i dobra. I moje wszystkie obawy, że się w żaden sposób nie dogadam, nie zrozumiem w którymś momencie się rozmyły. To przyszło kiedy odeszłam na trochę od porządków, a zaczęłam z nimi zwyczajnie spędzać czas. Pewnie, że Bella i Dorota były głównymi, a może niekiedy jedynymi animatorkami. Chyba są do tego stworzone. Ja nie znam się na dzieciach, nie umiem im wymyślać gier, zabaw, nie będę przedszkolanką,  krzyki dzieciaków potrafią nieźle zmęczyć. Czasem wystarczył uśmiech, pytanie 'co u ciebie?', nauka podstawowych słówek po gruzińsku. Najtrudniejsze były momenty kiedy myślałam sobie po co to wszystko. Po co uczyć dzieci dobra, skoro problem tkwi w rodzicach, opiekunach, a to z nich biorą przykład. Potem przyszła myśl, że przecież dzieci mogą pokazać znacznie lepiej jak kochać i że warto. Tak samo w Polsce, Gruzji, Zambii, Boliwii, wszędzie.

My wolontariuszki, od lewej Bella 20 lat, Dorota 21, ja i Manana 27 kuchareczka (zdj. Belli)

tu już Kachetia, skromnie, tylko środkowa kabina spełniała minimum wymagań - woda, zamykane drzwi. Dla ponad 50 osób tam może to być mały problem. Wiem, że dadzą radę.

kościół, na górze tymczasowo nocowałam przed dwie noce, lepsze warunki, acz mysz podjadała materac bez zawstydzenia ;-) 

szalone owce, kozy




wiadro<3 niewdzięcznie traktowany przez gruzińskiego oszołoma
spacer wzdłuż rzeki
twarzą w twarz z osłem




Wielu rzeczy nie zrozumiałam i pewnie nie prędko zrozumiem. Dlaczego kraj z takimi miejscami, dziećmi, zwierzętami, owocami, tańcem, jedynym w swoim rodzaju językiem nie potrafi o siebie zadbać. Sprawia wrażenie biednego, ale ludzie żyją tak, jakby im to odpowiadało. Z jednej strony panuje poczucie totalnej wolności, ludzie sami potrafią sobie zapewnić wyżywienie, w gorszym czy w lepszym stanie dom, rodzinę bez tego pędu za pracą i pieniędzmi, z drugiej strony wrażenie bylejakości, braku starań aby coś polepszyć, naprawić. Byłam tam i czułam, że w niektórych miejscach czas się zatrzymał.
Zabawne, bo przyjechało kilku Polaków i zaczęliśmy dyskutować ile rzeczy można by tu ogarnąć, głównie pod kątem turystyki. Pytanie czy sami Gruzini by tego chcieli, czy władze państwa wspierają takie inwestycje. N i e   w i a d o m o.

Dziś jestem we Wrocławiu, za tydzień na Islandii. Czas przebiera nóżkami. Nie ochłonęłam dobrze po Gruzji. Jest poczucie 'za mało, za krótko', ale przede wszystkim poczucie wdzięczności, że mogłam tego wszystkiego doświadczyć :-) Starałam dawać z siebie ile mogłam, a dostawałam znacznie więcej. Czterdzieści uścisków dziennie z jedynymi w swoim rodzaju małymi i większymi bohaterami ^^