PART I
Jak już wspominałam ze względu na długie powroty do domu o nazwie Polska zamilkłam na jakiś czas. Pożegnanie z Islandią, lot do Bergen, prawie 4-dniowy pobyt tam, lot do Warszawy, Polskim Busem do Wrocławia i radość, bo warto wyjeżdżać dla powrotów ;-) Czasem trzeba zatęsknić, pozapominać jak pachnie drzewem, jak smakuje serek wiejski z Piątnicy iii być znów, patrzeć jak małe dziecię się wierci w brzuchu siostry i ma czkawkę...cuda!
Tymczasem wybieranie 70 z 400 zdjęć uważam za zakończone sukcesem, zatem fotorelacja z ostatniej 8-dniowej wyprawy poniżej - dość sporo czasu zajęło mi ustalanie którego dnia odwiedziliśmy dane miejsca + przypisywanie im prawidłowych nazw własnych. Nie bardzo jest o czym pisać. Islandia na tamten moment mnie wessała i zlikwidowała czasoprzestrzeń także będzie minimalistycznie jeśli chodzi o treść;)
|
Keldur |
|
Rebecca |
|
Podejrzewam, że okolice Landeyjahofn, miejsce gdzie można łapać prom na Vestmannaeyar |
|
Seljalandsfoss |
|
Dyrholaey |
|
W drodze do Jökulsárlón |
|
Jökulsárlón |
|
człowieku z namiotem, ja wiem, że najlepsze widoki, ale nie za zimno nad lodowcem..? |
|
hello mr zebra! |
|
Búðir |
|
Kirkjufell |
|
grałabym |
|
Fjallfoss |
|
Okolice Myrar |
|
Tuż przed Isafjordur |
|
Djúpavík |
|
i jedna z 'dramatic scenery' |
|
Krossneslaug, ciepełko nad Oceanem Arktycznym |
|
Blönduós |
|
Siglufjörður |
|
Glaumbaer |
|
włochate chaty |
|
Myvatn |
|
Bjarnarflag |
|
Goðafoss |
|
Muzeum aut w Ystafell |
|
Akureyri |
|
Akureyri i pierwsza uchwycona przeze mnie zorza. Jest jaka jest, aleee : > |
|
pseudo mapka 'by myself' naszej wspólnej drogi |
Zatem
1. dzień : Selfoss, Keldur, Landeyjahofn, Seljalandsfoss, Dyrholaey, noc w Vik, gdzieś na wzgórzu blisko strumienia i kawiarni w której poznałam Weronikę - kelnerkę, która mieszkała we Wrocławiu, ale ze względu na faceta przeniosła się do Łodzi i studiuje na ASP wnętrza, w dodatku mamy wspólną znajomą Alę i Fester. Czy to świat jest niewiarygodnie mały, czy to Islandia tak ma?!
2. : Vik, Jökulsárlón, noc znów w Vik, bo tam zostawiliśmy namioty, zabraliśmy tylko plecaki z najważniejszymi rzeczami. Tak, spaliśmy w namiotach - totalnie nie byłam przygotowana, śpiwór i materac pozyczyłam od Olaf, chłopaki mieli całą resztę wyposażenia pt. menażki, czołówki, scyzoryk, butla z gazem należała do dziewczyn.
3. : Vik, gorący basen w Seljavallalaug - nie mam żadnych zdjęć, acz polecam - post industrial zone, Reykiavik, dziewczyny mają lot powrotny do Anglii, my z M. po jego kolegę Maxa, dalej w kierunku północnego zachodu, noc w Búðir.
4. : Búðir, Olafsvik, Hellissandur, Kirkjufell i noc prawdopodobnie w Flókalundur, czyli już Westfjordy w pobliżu gorącego 'oczka' zwanego Hellulaug pool - to był nasz sposób na ciepło i czystość jeśli macie wątpliwości :D nie spaliśmy na polach campingowych, nie było pryszniców na wyciągnięcie ręki, temperatura w nocy między 5 a 0 st. + deszcz i wiatr robiły swoje.
5. : Flokalundur, wodospad Fjallfoss, Myrar, noc w Ísafjörður, urocze miasteczko liczące 2636 mieszkańców.
6. : Ísafjörður, Djúpavík, Krossneslaug i noc gdzieś w okolicy Þjóðvegur w pobliżu stacji benzynowej N1 i trasy 1.
7. : Þjóðvegur i stacja N1 skąd stopowali Max z kolegą autostopowiczem, którego zabraliśmy do Reykjaviku; dalej Blönduós, Glaumbaer, Siglufjörður - kolejne z mniejszych acz urzekających miasteczek portowych z klimatem, noc w okolicach jeziora Myvatn skąd mogliśmy kontrolować stan wulkanu Bardabunga - na niebie było widać czerwoną łunę ewidentnie nie pochodzącą od zachodu słońca. rrrr...
8. : Myvatn, Bjarnarflag, Husavik, wodospad Goðafoss, Ystafell, Akureyri i obserwowanie jak dotychczas najbardziej szalonej zorzy
9. : Akureyri->Reykiavik
Podsumowując w a r t o. Z tym, że campingowanie polecam latem - najlepiej lipiec/sierpień gdy więcej słońca, a mniej deszczu i chłodnych nocy (choć wiadomo, nie przewidzisz pogody na Islandii). Benzyna na stacjach N1 - 10 000 ISK (ok. 270zł) za 40 l co wystarczało nam na przejechanie ~350/400 kilosów, wynajem autka - 33 euro na dzień. Myślę, że na 4 osoby się opłaca, a na 5 można wypożyczyć lepsze autko z napędem na 4 koła i mieć wjazd na drogi 'F', pewnie warto jak ma się więcej niż 1 kierowcę. EWENTUALNIE autostopem w sezonie turystycznym, powinno być łatwo, acz trzeba mieć odpowiednie ciuchy, zdrowie, odpowiednią ilość czasu i dobrego humoru ;-) Co do trasy M. zrobił 3400 km czyli dla mnie - 800 km podejrzewam.
Dziękuję Maćku, dziękuję Max za towarzystwo, że nie musiałam tego wszystkiego wspaniałego oglądać sama i za zupki, za kiśle, dzięki wszystkim, których spotkałam!
PART II
powroty
|
chociaż kawałek 'bazaru' rybnego w Bergen |
|
Paulina nie śpi tylko trzyma alarm, bo się palą grzankiii |
|
Hana! moja couchsurferka z Wawki w Bergen i jej stoisko z kiełbasami z łosi i reniferów - dziękuję dziękuję za nocleg, migdały, party z norweskimi hipsterami przy elektro! ;-) |
|
suszone jabłka za wiele monet |
|
markety! |
|
najbardziej dziwaczny i pstrokaty pub ever |
|
lalki, globusy, gitary, wszystkoo. tyle kiczu, że aż stylowo |
|
wieczorami pan dj zapodaje disco z winyli |
|
czasami jeleń nie wystarcza i wtedy pojawia się żaba |
|
jeszcze więcej, czyli multiantykwariat |
|
uwierzyłabym, że tam jest smacznie i zdrowo |
|
ze szczytu Fløyen |
|
szczęśliwa pani domu z mopem...ta |
|
parasole w odpowiednim mieście, czyli Bergen - miasto deszczu |
|
jedząc wieloryba stajesz się wielorybę...true story! pe es, wygląda on jak wątróbka, smakuje nieznacznie inaczej :-) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz