środa, 2 lipca 2014

odzież

Wartko nadrabiać zaległości odnośnie dnia wczorajszego. Poza zajmowaniem się 'flagą' wolontariatu po południu miałam pomóc siostrze Bernardzie w punkcie z odzieżą. Miejsce robi wrażenie naszego lumpexu. Jak się chce i odpowiednio wcześnie przyjdzie można wygrzebać całkiem niezłe ciuszki, czasem nawet zupełnie nowe. Siostry segregują, wieszają. Różnica jest jedna - osoby które po nie przychodzą dostają je za darmo. Trzeba tylko wcześniej zgłosić się do punktu caritas, podać swoje dane i w jakiś sposób określić sytuację finansową. Tam wydawane są specjalne bony z ilością odzieży w kg jaką można zabrać. Przychodzą najrózniejsi ludzie. Jedni zadbani, inni mniej. Ci którzy szanują pracę sióstr, są wdzięczni i ci co wyzywają i mają pretensje np. że za mało odzieży zostało.
Domyślam się, że tak może to wyglądać i w Polsce. Tym bardziej przykre.
To, o czym się dowiedziałam i co zresztą już nieco zaobserwowalam, to ta gruzinska byle jakość. Już nie mówię o ledwo stojących budynkach. Sytuacje kiedy widzi się na jednej z głównych ulic kilka osób pod rząd zbierających pieniądze np siedząc i czytajac gazetę w gorszych ciuchach. Okazuje się że przez miesiąc są w stanie zarobić znacznie więcej niż wykształcony mężczyzna pracujący w banku który zarabia 400 Lari mięsiecznie.
I jak tu przekonać dzieciaków, że warto chodzic do szkoły, iść na studia jeśli mają taki obraz życia w głowie. Życia na ulicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz