niedziela, 17 sierpnia 2014

Hvolsvöllur

Pierwszy autostop na Islandii, done! Czas oczekiwań: do 10 min, zabrała mnie trójka Francuzów, którzy kończyli swoją islandzką przygodę, objechali wyspę w 10 dni. Zawieźli mnie do Selfoss.




zdj. 1965,68,69,72

punkt info pusty, przepraszamy, niedziela. Zaczęłam pytać miejscowych, czy w Selfoss jest jakiekolwiek centrum, coś więcej do zobaczenia niż kościół, rzeka, Subway, markety..? NIE.

Z dedykacją dla Pachy, pozdro z supermarketu Kronan ^^ Były zakupy, niższe ceny także kupiłam więcej niż 2 produkty. Był nawet Don Simon o smaku Mango <Hiszpanio wróć>
 Po zakupach nie miałam już gdzie łazić, więc stwierdziłam, że złapię coś wcześniej i rozejrzę się/ poczytam/ pozaczepiam ludzi w Hvolsvoller. Znów czekałam nie więcej niż 10 min. Zatrzymała się Włoszka Julia. Też podróżowała stopem po Islandii do wczoraj. Zostało tylko 10 dni urlopu, więc postanowiła wynająć autko - raz, że wygodniej, dwa, że szybciej, trzy..drogo. 70 euro za dobę. Pracuje we Włoszech w koncernie Fiat. Problem polega na tym, że nie może wysiedzieć w miejscu, widziała kawałek świata, dwa razy Indie, Chile, Argentyna, Brazylia..z każdą kolejną wyprawą chce się więcej. Wiadomo. Przyleciała sama i tak też podróżuje, ma sporo do przemyślenia. Hm..coś mi to przypomina.
znalezione na stacji benzynowej :>

Helenka <3 Właśnie w tamtym mieście Julia zabrała jeszcze dwie autostopowiczki z Wenezueli, które obecnie mieszkają w Hiszpanii ze względu na złą sytuację w ich kraju. Nie jest bezpiecznie. Konflikt polityczny, naruszanie praw człowieka, antyrządowe protesty, demonstracje. Dziewczyny pracują przez internet dla firmy Sony w Wenezueli, tamci im płaca w dolarach, dochodzą podatki, wszelkie opłaty, nie mówiąc o tym, że w Hiszpanii jest dużo drożej i inna wartość pieniądza.
Tu już na miejscu - Hvolsvollur, miastko do 700 mieszkańców z czego 200 to Polacy. Na zdjęciu Muzeum Sagi, szczerze szkoda mi było 900 kr, aż tak się nie jaram.

idę, szukam

idę..pieszo 
todododom. oto i on. kościół prawosławny, katoliccy księża 'wypożyczają' go na swoje msze. 

groby na drzewach zawsze spoko


widok na 'miasto' ze wzgórza. Mignęła mi rodzinka rowerowa, zapytałam, nic nie słyszeli o żadnej mszy. Zwykle jest osoba, która odpowiada za informowanie mieszkańców, albo piszą w lokalnej gazecie czy na stronie internetowej, Trochę straciłam nadzieję, alee nie poddałam się. Mówię, popytam jeszcze ludzi, może inni coś więcej wiedzą. W jednym domku usłyszałam, że księża są leniwi i nie przyjeżdżają. W kolejnym potwierdzili mi, że tu się odbywają msze po polsku, ale raczej do południa a nie o 17. Fail, zawołali sąsiadów. Polaków! Z Białegostoku. Przywitałam się ładnie, tamci telefonują do jakichś ciotek, kuzynek, wypytują, nikt nic nie wie. Pytają mi się: No i co robisz, gdzie masz auto? Sama przyjechałaś? Hm, stopem?! he he. szalona. co tu robisz? pracujesz na wakacje? i kiedy wracasz? nie wiesz, jak to nie masz biletu powrotnego?! Kto Cię wypuścił z domu :D 
Nie wiedziałam co robić, pobliskie atrakcje widziałam już z Groą. Nie chciałam wracać, musiałam się przekonać, Gośka pisała, że ma być, to będzie.
Syn pani Julii i pana co się nie przedstawił - Adaś, lat 15 i mówił do mnie per Pani, /tak bardzo mi staro../ wspomniał, że 3 km stąd są jaskinie, że może pieszo to niekoniecznie, ale mają rowery! 


rowelove, poczułam się trochę jak Walter





owce, tak bardzo leniwe



Amadeusz i Kuba <3 dzieciaki znajomych polek z pracy pana bezimiennego

Amadeusz, miszcz
O 16:30 się pożegnałam, powiedziałam, że zobaczę, może jednak ktoś przyjedzie, I przyjechał. Weszłam do środka, siedzę, w końcu się pojawił ks. Grzegorz, pytam go dla niepoznaki po angielsku czy będzie msza katolicka. Trochę go wybiłam z tropu, zapytał potem czy mówię po polsku i czy mogę przeczytać czytanie I, a może kto inny psalm i czytanie II weźmie. Nie przyszli. Msza dla jednej osoby = dla mnie. Co więcej z powrotem miałam podwózkę pod sam dom i nie musiałam niczego łapać ;-) Zarzuciliśmy temat Islandii, pracy iii pod koniec dialog typu. - Ja z kolei byłam w Gruzji na wolontariacie w lipcu.
- Gruzja?! Dariusz Komadowski?
- Ano coś kojarzę ;-) Właściwie tak, od niego otrzymałam misję osobistych pozdrowień dla księdza ^^ Także była radość.

Potrzebowałam tego dnia. Kontaktu z ludźmi poza pracą. Rozmów o tym jak jest ale i pytań kiedy, gdzie wracasz? i co potem? Trudne pytania swoją drogą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz